Wspomnienie o śp. dr Barbarze Niemiec opracowane przez prof.dr hab. Annę Raźny

Prof. dr hab. Anna Raźny

Uniwersytet Jagielloński

 

 

 

Służyła Bogu, Polsce i zagubionym ludziom.

Wspomnienie o Basi Niemiec.

 

Basię Niemiec spotkałam po raz pierwszy na polonistyce, którą studiowałyśmy razem na Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 60. Była bardzo dobrą studentką – spokojna, zawsze świetnie przygotowana do egzaminów, chętnie użyczająca swych notatek i cierpliwie tłumacząca pogrążonym w poezji Wierzyńskiego i Leśmiana kolegom zawiłości języka staro-cerkiewno-słowiańskiego. Kochała literaturę, ale jej pasją był język polski – nade wszystko jego bogactwo i poprawność. Dlatego wybrała  językoznawcze seminarium magisterskie. Ono też ugruntowało jej zamiłowanie do pięknej polszczyzny, któremu dawała wyraz we wszystkich formach Swojej wspaniałej późniejszej działalności. Ja wybrałam seminarium literaturoznawcze, ale do końca studiów polonistycznych miałam okazję obserwować jej zaangażowanie w sprawy studenckie naszego roku, gdy jako jego delegat walczyła o akademiki, stypendia, stołówki, harmonogramy zajęć, gdy prosiła wraz z nami o informację na temat literatury emigracyjnej na wykładach kursowych. Pod koniec lat 60. drogi nasze rozeszły się. Gdy ja kończyłam drugi fakultet i podjęłam studia doktoranckie na Wydziale Filologicznym UJ, Basia pracowała jako asystent w Katedrze Językoznawstwa Ogólnego na tym Wydziale (1966-1970). Wiedziałam jedynie tyle, że była niepokorna, dociekliwa, ironiczna wobec naukowej nowomowy marksistowskiej i nie cieszyła się poparciem komunistycznych wykładowców, jak równie komunistycznych władz Uniwersytetu. Odeszła z Katedry by pracować w charakterze najpierw bibliotekarki, a następnie nauczycielki języka polskiego w Szkole Podstawowej nr 93, potem Szkole Podstawowej nr 68. w Krakowie. Po uzyskaniu w 1977 roku stopnia doktora na Wydziale Filologicznym UJ (polonistyczna praca doktorska w zakresie językoznawstwa) została zatrudniona na stanowisku adiunkta w Instytucie Kształcenia Nauczycieli i Badań Oświatowych w Krakowie (1977-1979).  W latach 1979- 2003 pracowała jako adiunkt w Instytucie Pedagogiki UJ – z przerwą na działalność w Solidarności w latach 1990-1995, a następnie jako adiunkt w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie.   

            Moje drugie spotkanie z Basią nastąpiło dzięki Solidarności i trwało do końca Jej życia. Połączyła nas ta upragniona nie tylko przez polskich robotników i rolników niezależna organizacja związkowa, ale także przez inteligencję i jej środowiska naukowe. Spotkałyśmy się ponownie z Basią we wrześniu 1980 roku, gdy powstawały zręby Solidarności na Uniwersytecie Jagiellońskim. Basia reprezentowała Wydział Filozoficzno-Historyczny, do którego należał jej Instytut, ja – Wydział Filologiczny.  Na ogólnych zebraniach organizacyjnych i w czasie towarzyszących im dyskusji Basia dała się poznać jako osoba skromna, a jednocześnie odważna, bardzo solidna, punktualna i niezwykle pracowita. Podejmowała się różnych zadań organizacyjnych i informacyjnych. Mógł na niej polegać każdy członek tej dynamicznie rozwijającej się niezależnej, samorządnej organizacji, która dla Polaków była prawdziwym darem niebios. Dodatkowo spotykałam się z Basią w moim środowisku – Instytucie Filologii Wschodniosłowiańskiej UJ, dokąd przychodziła na spotkania z moim promotorem – profesorem Ryszardem Łużnym, pierwszym przewodniczącym Uczelnianej Komisji Zakładowej Solidarności na Uniwersytecie Jagiellońskim, osobą znaną ze swoich prawicowych poglądów,  przyjacielem ks. kardynała Karola Wojtyły. Nie zabrakło Basi również w legendarnym klubie Convivium w Collegium Novum UJ, gdzie zbierali się na kawie (była jeszcze ogólnie dostępna) działacze uniwersyteckiej Solidarności różnych szczebli, aby wymienić poglądy i doświadczenia, planować przemiany w Polsce czy opowiadać dowcipy  o władzy i milicji.

            Już wtedy widać było, że Związek stał się pasją życiową Basi. Nie zaniedbywała obowiązków naukowych i dydaktycznych, ale Jej serce biło dla Solidarności. Przepełnione było pragnieniem prawdy i marzeniem o wolnej Polsce. Wierzyła, podobnie jak miliony Polaków skupione w tej organizacji, że prawda nas nie tylko wyzwoli, ale również uzdrowi nasze skarlałe w komunizmie życie społeczne. Często cytowała w swoich wystąpieniach Norwida i polskich romantyków. Już wtedy poświęcała się w Solidarności dla wolnej Polski, pracowała więcej od innych, tłumaczyła cierpliwie, że w ramach tego Związku trwać będzie długa walka o wolność.

W stanie wojennym  działałyśmy obydwie w Tajnej Komisji Zakładowej Solidarności UJ – od grudnia 1981 roku do końca 1988. Basia posługująca się kryptonimem Maria  pracowała najofiarniej i najwięcej, była bowiem sekretarzem Komisji. Punktualna, solidna, roztropna. Na odbywające się w różnych mieszkaniach spotkania przychodziła najpierwsza, wychodziła ostatnia, często z ulotkami ukrytymi w kieszeniach szerokiego płaszcza. Redagowała wszystkie odezwy i informacje Komisji. Redagowała także jej podziemne pismo „Wolna Myśl". Pierwsze jego numery przepisywała sama na maszynie przez kalkę. Dzięki  zaletom swego ducha i charakteru Basia stała się naszym mężem zaufania w kontaktach z władzami podziemnej Solidarności Regionu, w której była działaczką MKS Kraków o kryptonimie Marysia, a następnie RKS – również jako Marysia. Doskonale sprawdziła się w każdej z tych struktur. Każda z nich dzięki Basi otrzymywała w porę informacje i materiały konieczne dla sprawnej działalności podziemnej. Podziwialiśmy tę delikatną, spokojną, pełną osobistego uroku kobietę, bo wiedzieliśmy, że dźwiga masę dodatkowych obowiązków, od których reszta naszej Komisji była wolna. Basia zapominała o sobie, nigdy nie narzekała na nadmiar pracy, zarażała swą solidnością i optymizmem. W czasie trwania Tajnej Komisji Zakładowej Solidarności UJ redagowała „Kronikę Małopolską", organizowała kolportaż podziemnej prasy, była wykładowcą Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego im. kard. Stefana Wyszyńskiego w Krakowie–Mistrzejowicach, (1985-1988), współorganizatorem Komitetu Solidarności Nauki (1986). Brała udział w ponownej  rejestracji Solidarności UJ w 1988 roku. Po 1989 roku poświęciła się całkowicie działalności związkowej, dla której zrezygnowała z pisania habilitacji i związanej z nią kariery naukowej. Była przekonana, że  jest to jedyna organizacja, dzięki której odrodzi się wolna Polska, że dojdzie do lustracji i dekomunizacji. Niezwykłą siłę potrzebną do wykonywania nowych obowiązków, jakie pełniła Basia do połowy lat 90. w Regionie Małopolska, Komisji Krajowej – jako jej członek (1090-1992), a także wiceprzewodnicząca Solidarności (1991-1992) i redaktor „Tygodnika Solidarność" (1995-2000) oraz Sędzia Trybunału Stanu ((1991-1993)  – dawała jej głęboka wiara i częste, w ostatnich kilkunastu latach codzienne, uczestnictwo w Eucharystii, modlitwa i kontemplacja. Nie myślała o sobie, nie miała własnego mieszkania, samochodu, ambicji wybicia się za wszelką cenę. Żyła dla innych. Gdy okazało się, że nie będzie dekomunizacji ani lustracji, że Lech Wałęsa zawiódł a prawda o nim jest żenująca, że tacy ludzie jak ona nie są już potrzebni Solidarności, nie załamała się. Z jeszcze większym żarem służyła nadal Bogu, ludziom i Polsce jako publicystka i działacz społeczny. W 2005 roku była współzałożycielem małopolskiej grupy działającej pod nazwą „Ujawnić prawdę" – tę o działającej w Polsce agenturze komunistycznej. Część tej prawdy – o agentach na UJ - udało się Basi ujawnić, co nie wszystkim się spodobało. Nade wszystko samym  agentom, którzy nie tylko nikogo nie przeprosili, ale w dodatku nadal zajmują wysokie pozycje na polskich uczelniach, często własnych, które spokojnie mogli zakładać. Basia powtarzała, że o nic innego jej nie idzie, tylko o to, aby ci ludzie nie gorszyli swym cynizmem młodzieży.

W ostatnich kilkunastu latach Basia zapisała niezwykle piękną kartę swojego życia poprzez bogatą działalność przy parafii Bożego Miłosierdzia na os. Oficerskim w Krakowie. Była nie tylko redaktorem wydawanego przez tę parafię tygodnika „Na Skale", ale również autorem wielu publikowanych w nim artykułów o polskiej kulturze i tradycji, ludziach Kościoła, polskim patriotyzmie. Działała w kilku wspólnotach parafialnych, co podkreślił na pogrzebie Basi ks. proboszcz, wymieniając jej zasługi. Parafianie mówili o niej: nasza Pani Basia. Była bowiem otwarta na wszystkich, zwłaszcza biednych i zagubionych, szczególnie młodych, którym pomagała finansowo. Była wsparciem duchowym dla wielu księży, o których zawsze pamiętała w modlitwie. Osiemnastu uczestniczyło w Jej pogrzebie, dając świadectwo swej wdzięczności dla Niej. Pod koniec życia zmagała się z ciężką chorobą nowotworową w sposób godny – bez żalu i skargi. Złożyła swój los w ręce Opatrzności, zdając się całkowicie na Nią. Kilkakrotnie prosiła mnie, abym się modliła jedynie o jej godne wytrwanie w cierpieniu. Gdy w Nowy Rok, na cztery dni przed śmiercią, odwiedziłam Ją w szpitalu, była pogodna i mówiła mi, że choć ciężko Jej oddychać, nie czuje większego bólu, że jest gotowa na spotkanie z Bogiem. Wydawało mi się, że bardzo tego pragnie.

 Mam nadzieję, że z Jego rąk otrzyma nagrodę najwyższą.              

        

 

 

                                                                    ( - ) Anna Raźny

Data opublikowania: 03.02.2014
Osoba publikująca: Małgorzata Rachwalska